STOWARZYSZENIE SIEMONIA - PRZESZŁOŚĆ TERAŹNIEJSZOŚĆ PRZYSZŁOŚĆ

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Start
Drukuj PDF



LUDZKIE LOSY - HISTORIE PRAWDZIWE


Potrzebujemy wiedzy o ludziach, którzy odeszli, wiedzy o tym, jak żyli i wiedzy - o miejscu, gdzie żyli.

Świadomość tego, kim byli nasi przodkowie buduje w nas wszystkich, a w młodym pokoleniu szczególnie, więź z miejscem urodzenia i ludźmi w tym miejscu żyjącymi. Poznawajmy więc prawdę o  losach ludzi, uwikłanych w świecie, który nierzadko zagrażał ich istnieniu, o ich tragediach, słabościach, ale także o moralnej sile i dobroci, które przecież drzemią w każdym z nas, chociaż czasem bywają głęboko ukryte.

Opisujmy historie naszych rodzin, znajomych itd. Na tej stronie chcemy to Państwu umożliwić.

Z całą pewnością pozwoli to, stworzyć wspólnotę lokalną w pełnym tego słowa znaczeniu. Wspólnotę tych, którzy żyją obecnie i pokoleń, które odeszły.

Uszanujmy tradycje i zwyczaje naszych przodków, co więcej -  poznajmy je bliżej - może dzięki temu, łatwiej będzie nam pokochać swoją małą Ojczyznę i stworzyć prawdziwe więzi międzysąsiedzkie czy dobre międzypokoleniowe relacje. Niech te publikowane tu materiały staną się podłożem kulturowym tej więzi.


Zachęcamy do spisywania historii dziejów rodzinnych i przesłania ich do nas (poprzez zakładkę "Kontakt z nami").

Z przyjemnością opublikujemy je na naszej stronie. Mile widziane zdjęcia i inne ciekawe materiały.

Zapraszamy do współpracy!




Na początek:

Bardzo wzruszająca historia oświęcimskiego dziecka, odebranego matce przez Niemców, w obozie koncentracyjnym Auschwitz, któremu po wielu latach dane było odnaleźć swoją biologiczną matkę.

Materiał przygotowany został w oparciu o artykuł w "Życiu na gorąco" , oraz na podstawie informacji i zdjęć z prywatnego archiwum Pana Michała Kuny ( za co serdecznie dziękujemy).


Zaprezentowana historia,  to nie tylko powrót do tragicznej przeszłości, ale także dowód na to, że dramaty wywołane wojną są nadal żywe, nawet 70 lat po jej zakończeniu.


Historia prawdziwa - ludzkie losy.


Dzieciństwo Gienadija nie zaczęło się najlepiej. Urodził się we wsi pod Witebskiem kilka miesięcy przed wypowiedzeniem przez Niemcy wojny Związkowi Radzieckiemu. Jego ojca zmobilizowano, ślad po nim zaginął ( poległ pod Kaliningradem miesiąc przed końcem wojny). Gienadij z matką Zinaidą ukrywali się w lesie. Złapano ich i pół roku spędzili w więzieniu w Witebsku (bowiem mieszkańców wioski oskarżono o pomoc partyzantom).

We wrześniu 1943r. znaleźli się w transporcie do obozu zagłady w Auschwitz. Miesiąc później synka Zinaidy umieszczono w osobnym baraku. Czasem w nocy, kuląc się z zimna na drewnianej pryczy, zastanawiał się czy jego matka jeszcze żyje? I utwierdzał się w przekonaniu, że gdyby żyła, to na pewno starała by się go odnaleźć. Czy płakał ? Nie. Dzieci obozowe nie potrafiły płakać.

Z obozu zapamiętał niewiele: drewniane prycze i ludzi w białych fartuchach ( lekarzy przeprowadzających eksperymenty medyczne na więźniach), których bardzo się bał. Momentu, kiedy rozdzielono go z matką..... Nie, tego nie zapamiętał.

Po wyzwoleniu obozu w styczniu 1945r. z grupą dzieci, które przeżyły, trafił do prewentorium w Harburtowicach ( kilka dni wcześniej jego matkę wywieziono do obozu w Bergen-Belsen). Potem do domu dziecka w Buczu. Jedna z wychowawczyń - Halina (Helena ?) Gruszczyńska, szczególnie troskliwie się nim zaopiekowała. Myślała nawet o adopcji Gieńki, ale w końcu do tego nie doszło, a on trafił do kolejnego domu dziecka.

W domu dziecka - Gieńka w środku.

Gdy zaczynał naukę w technikum, wyrobił sobie metrykę. Nazwisko "pożyczył " od swej troskliwej opiekunki, swojego rodowego niestety nie zapamiętał. A imię Eugeniusz wybrał dlatego, że po zdrobnieniu przypominało jego  prawdziwe. W taki oto sposób stał się Eugeniuszem Gruszczyńskim - Polakiem.


Minęło kilka lat, Eugeniusz, student Politechniki Szczecińskiej, odwiedził Muzeum Auschwitz-Birkenau i obejrzał film nakręcony w dniu wyzwolenia obozu. I ten kadr - dziecko niesione na rękach przez więźniów. Tym dzieckiem był on. Tego dziecka od dawna poszukiwał Tadeusz Szymański - kustosz muzeum. Eugeniusz podał mu swój numer obozowy i prosił o odszukanie matki.

W 1965r. był już asystentem na uczelni, gdy przyszedł list. Od matki. Odnalazła go po 20 latach, bo zapamiętała jego obozowy numer z nieco zniekształconą ósemką.


Z matką Zinaidą Worobiow - odszukaną w Mińsku. Spotkaniu matki z synem towarzyszył tłum dziennikarzy.

Pierwsza rozmowa telefoniczna - ona płakała, on niewiele rozumiał po rosyjsku. Pojechał do Mińska. Na peronie przywitał go tłum dziennikarzy i ...matka. Wtedy to poznał swoje prawdziwe nazwisko - Gienadij Pawłowicz Worobiow. Matka opowiedziała mu, że robiła wszystko, aby zapamiętał choć swoje imię. Czuła, że mogą zostać rozdzieleni w obozie, więc powtarzała je jak mantrę, prosząc, by je zapamiętał. Ona zaś wykuła na pamięć jego obozowy numer: 149850. I tylko dzięki temu, po tylu latach mogli się odnaleźć.

Widzieli się kilkakrotnie. Najbardziej drażliwym tematem w ich rozmowach była kwestia powrotu Eugeniusza do jego pierwszej ojczyzny. Matka tego bardzo pragnęła, on w Szczecinie zapuścił korzenie, miał tu rodzinę ( żona, dwie córki)  i dobrą pracę na uczelni. Ona nie mogła widzieć jak dorastał. Jemu zabrakło uścisku matczynych rąk, kiedy tego najbardziej potrzebował - w dzieciństwie. Żadne z nich nie było temu winne, że rozdzieliła ich wojna i zły los. I tak musiało pozostać.

Zinajda Worobiow zmarła w 1993r.  Radziecki reżyser Siergiej Kołosow w 1974r. nakręcił, w oparciu o losy Eugeniusza Gruszczyńskiego, bardzo wzruszający film - " Zapamiętaj imię swoje".


 

Eugeniusz Gruszczyński, od wielu lat, przyjaźni się ze swoim kolegą z ławy szkolnej - Panem Michałem Kuną , którego wielokrotnie odwiedzał w Siemoni.

Dr inż. Eugeniusz Gruszczyński ze swoim bliskim kolegą z ławy szkolnej - Michałem Kuną w Siemoni ( ok.2005r.)


Zdjęcia udostępnione z prywatnego archiwum Pana Michała Kuny (Siemonia - 2011-2013)

 

Jako uzupełnienie powyższego tekstu przedstawiamy informację zamieszczoną w 33 numerze "Życia na gorąco" z dnia 18.08.2016r. na temat pobytu Ojca Św. w byłym obozie zagłady w Auschwitz. Dr inż. Gruszczyński był jedną z 12 osób – byłych więźniów tego obozu – którzy spotkali się wtedy z papieżem podczas milczącej ceremonii w Miejscu Pamięci.

" Podczas trzeciego dnia pobytu w Polsce (29.07.2016r.) - papież FRANCISZEK odwiedził były niemiecki obóz zagłady w Auschwitz. Przed blokiem 11 przywitał się z dwunastoma byłymi więźniami. Każdą z tych osób mocno uściskał i pobłogosławił. Potem Ojciec Święty postawił  przed Ścianą Straceń zapaloną świecę. Przekazał mu ją jeden z ocalałych więźniów -  Eugeniusz Gruszczyński ze Szczecina. Kiedyś był tylko obozowym numerem: 149850. Mówił, że spotkanie z Ojcem Świętym było dla niego wydarzeniem niezwykłym i ogromną radością. W Auschwitz bowiem stracił wszystko: szczęśliwe dzieciństwo, matkę, dom rodzinny, ojczyznę i własną tożsamość. Tego wszystkiego nigdy już nie odzyskał."


Obecnie dr inż. Eugeniusz Gruszczyński jest wiceprezesem Zachodniopomorskiego Zarządu Wojewódzkiego Związku Kombatantów  RP i Byłych Więźniów Politycznych, w którym od kilku lat aktywnie działa na rzecz pomocy socjalnej, medycznej i prawnej członkom Związku, często w podeszłym już wieku.

 


 

Kolejna prawdziwa historia ....


Historia polskiego żołnierza, żołnierza - tułacza, Pana WŁADYSŁAWA  KAŃTOCHA (pochodzącego z pobliskiego Wymysłowa).

Jego dramatyczne losy opisał Pan Michał Kuna na podstawie udostępnionych mu materiałów  (osobistych wspomnień, notatek, kopii dokumentów oraz zdjęć ) przez  Pana Szymona Kocota ( sąsiada Władysława Kańtocha).


ŻOŁNIERSKIE LOSY – WŁADYSŁAWA KAŃTOCHA


Władysław KAŃTOCH, syn Józefa i Agnieszki – urodził się dnia 2.09.1915r. w Wymysłowie.

Do odbycia zasadniczej służby wojskowej został powołany w listopadzie 1938r. i otrzymał przydział do 4 komp. 50 Pułku Piechoty im. Fr. Nullo w Lublinie (siedziba Pułku – Kowel)

Po 1.09.1939r. tj. po wybuchu II Wojny Światowej, brał udział w walkach przeciwko wojskom hitlerowskim w ramach działań obronnych wyznaczonych dla macierzystej jednostki.

Po 17.09.1939r. w wyniku najazdu na ziemie polskie Armii Czerwonej został rozbrojony oraz wywieziony w głąb Związku Radzieckiego do miejsc internowania w różnych obozach jenieckich, m. in. w Zakorce (Ukraina), Terespolu i Starobielsku. Jako jeniec pracował m. in. przy budowie dróg w Zakorce oraz lotniska w Terespolu.

22.06.1941r. nastąpiła agresja Niemiec hitlerowskich na ZSRR,  w wyniku czego doszło do podpisania porozumienia między Rządem RP na uchodźstwie a Rządem Związku Radzieckiego (tzw. Układu Sikorski-Majski), a następnie do zawarcia Umowy Wojskowej (14.08.1941r.), dzięki której zaczęto tworzyć w Związku Radzieckim Armię Polską pod dowództwem zwolnionego z więzienia w Moskwie na Łubiance generała Władysława Andersa.

Warto zaznaczyć, że posiadane przez Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego dane szacowały liczbę wywiezionych do ZSRR Polaków na ponad 1,5 mln obywateli w tym ok. 300 tys. zdolnych do służby wojskowej.

Do formowanego Wojska Polskiego zaczęli napływać Polacy zwalniani z więzień, obozów jenieckich oraz z miejsc przymusowej pracy (w tym także ludność cywilna i dzieci)  niemal z całego terytorium Związku Radzieckiego.

Władysław KAŃTOCH po zwolnieniu z obozu w Starobielsku na mocy dekretu radzieckiego o tzw. amnestii przybył we wrześniu 1941r. do miejscowości Tockoje, gdzie formowała się m. in. 6 Dywizja Piechoty WP, do której został przydzielony.

Organizowanie kolejnych Dywizji Piechoty spowodowało decyzję władz radzieckich o zmianie miejsca postoju oddziałów Armii Polskiej i przesunięcie ich do azjatyckich republik ZSRR m. in. do Uzbekistanu (Szachrisabz). Tam, Władysław KAŃTOCH przebywał do dnia 25.08.1942r. - tj. do czasu tzw. drugiej części ewakuacji Armii Polskiej z terenu ZSRR. Następnie wraz z kolegami - żołnierzami oraz z osobami cywilnymi (polskimi uchodźcami) na statku „Kaganowicz” opuścił Związek Radziecki (port Krasnowodsk) i udał się przez Morze Kaspijskie do portu Pahlevi w IRANIE (dawna Persja).

Dalszą dyslokację, reorganizację oraz intensywne szkolenia wojskowe Armia Polska przechodziła już na Bliskim i Środkowym Wschodzie prawie do końca 1943r. wykonując jednocześnie różne zadania m. in. ochrona pól naftowych.

W tym okresie Władysław KAŃTOCH został przydzielony do 16 Batalionu 5 Kresowej Dywizji Piechoty jako strzelec.

Władysław Kańtoch ok. 1943r.

Od połowy grudnia 1943r. do końca lutego 1944r. 2 Korpus Polski został przerzucony na Półwysep Apeniński. Odnotowane jest, że dnia 21.02.1944r. Władysław KAŃTOCH wraz z 5 Kresową Dywizją Piechoty został przetransportowany z Port Saidu na ziemię włoską (Taranto).

W dniach 8 - 26 marca 1944r. przesunięto oddziały polskie w teren działań bojowych, podczas których został on ranny w nogi.

Następnie, po leczeniu – brał udział w Bitwie o Monte Cassino. W czasie natarcia dnia 12.05.1944r. został postrzelony w obojczyk.

17.07.1944r. brał udział w bitwie o wyzwolenie Ankony, a następnie w ciężkich walkach w Apeninie Emiliańskim oraz 12.04.1945r.  w bitwie o Bolonię.

Władysław Kańtoch z kolegami - Kampania Włoska

Po zakończeniu wojny pozostał we Włoszech w składzie wojsk okupacyjnych. 15.10.1946r. został zdemobilizowany w Ośrodku Demobilizacyjnyn Nr.3 w Predappio (Włochy) - skąd został przewieziony do Wielkiej Brytanii, następnie korzystając z oferty pracy udał się do KANADY, gdzie został zatrudniony jako robotnik rolny na farmie.

Do ojczystego WYMYSŁOWA powrócił 31.01.1948r., gdzie założył rodzinę (żona Franciszka, z domu Szlęk) oraz podjął pracę w górnictwie do czasu przejścia na rentę/emeryturę - posiadał inwalidztwo II grupy. Był aktywnym członkiem Gminnego Koła ZBOWiD w Bobrownikach.
Dnia 7.05.1999r. decyzją Komendanta RKU Będzin – kapral rezerwy Władysław KAŃTOCH został mianowany na stopień plutonowego.

Uroczystości rocznicowe w Zabrzu ( lata dziewięćdziesiąte )

Pomnik Bohaterstwa Poległych w Bitwie pod Monte Cassino Żołnierzy 2 Korpusu Wojsk Polskich we Włoszech.

I znów ... pod Monte Cassino (lata dziewięćdziesiąte)


Władysław Kańtoch zmarł 7.09.2001r. - spoczął na  cmentarzu parafialnym w Siemoni.



Posiadał liczne odznaczenia polskie i brytyjskie:

  • Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino nr 18051
  • Medal za wojnę obronną 1939r.
  • Medal Wojska ( ustanowiony dekretem Prezydenta RP na Uchodźstwie za czyny dokonane w czasie II wojny światowej)
  • STAR 1939-45 (brytyjska gwiazda wojskowa za udział w II wojnie światowej)
  • WAR MEDAL 1939-1945 (brytyjskie odznaczenie wojskowe przyznawane osobom,które podczas II wojny światowej służyły w Siłach Zbrojnych Wielkiej Brytanii)
  • ITALY STAR (Gwiazda Włoch – brytyjskie odznaczenie wojskowe za udział w działaniach bojowych w ramach kampanii włoskiej w II wojnie światowej)

Odznaczenia powojenne:

  • Odznaka za rany i kontuzje
  • Srebrny Krzyż Zasługi
  • Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski

Doświadczył dramatycznego losu polskiego żołnierza – tułacza.

Od pobytu na tzw.nieludzkiej ziemi w sowieckich łagrach

(od września 1939r. do października 1941r.)

poprzez Bliski i Środkowy Wschód (Iran, Irak, Palestynę, Egipt)

i całą Kampanię 2 Korpusu Polskiego we Włoszech (od 1941r. do 1946r.)

oraz emigrację w celach zarobkowych do 31.01.1948r.


Warto wspomnieć, że na sąsiednim cmentarzu parafialnym w Sączowie spoczywa również uczestnik Bitwy o Monte Cassino – st. saper Aleksander Pachuca (ur.11.12.1915r. -  zm.1.03.2010r.).


Walczyli dla nas, a naszym obowiązkiem jest ocalić od zapomnienia pamięć o Nich i przekazać ją następnym pokoleniom .

Wieczny odpoczynek racz im dać Panie....


Post scriptum:

Profesor Norman Davies, światowej sławy historyk i pisarz, w roku 2015, w którym to mija już 71 lat od najdonioślejszej na szlaku bojowym armii generała Andersa bitwy o Monte Cassino, przygotował niezwykłą publikację - bogato ilustrowany zdjęciami archiwalnymi i współczesnymi, dokumentami i mapami album poświęcony losom 2. Korpusu Polskiego oraz cywilnych uchodźców z ZSRR.

Autor rozpoczyna opowieść we wrześniu 1939, by wyjaśnić dlaczego setki tysięcy Polaków znalazło się nagle na Syberii i w innych dalekich terytoriach ZSRR. Następnie, podążając szlakiem armii generała Andersa, opisuje to wszystko,  co wydarzyło się w sytuacji szalejącej wojny, kiedy Polski nie było nawet na mapie Europy. Autor  szukał jej śladów, spotykał  się z rozsianymi po całym świecie, od Nowej Zelandii, poprzez Afrykę, Włochy, Izrael, Anglię, Meksyk uczestnikami tej epopei i ich potomkami, którzy po wojnie nie mieli gdzie wracać – ich Polska stała się fragmentem Związku Sowieckiego. Natrafił  na nieznane dotąd, unikalne dokumenty i zdjęcia, które wykorzystał w albumie.

Profesor Norman Davies wielokrotnie już udowodnił  że historia nie musi być nudnym zbiorem dat i wydarzeń. Wprost przeciwnie - może być pasjonującą przygodą intelektualną, która pozwala zapoznać się z przeszłością i jednocześnie lepiej zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość.

Książka, po raz pierwszy opisująca cały szlak armii Andersa, jest  już  dostępna  w sprzedaży - wszystkim zainteresowanym serdecznie polecamy.

" Chciałem pokazać ogromną różnorodność ludzi dowodzonych przez generała Andersa, a także niezwykły wachlarz ich uczuć i przeżyć, od rezygnacji i rozpaczy, przez strach, tęsknotę, ciężkie próby i poświęcenie, aż do ulgi i nadziei " -   Norman Davies.

Więcej informacji - http://www.armiaandersa.pl/

 


 

Wzruszająca historia rodzinna....


Droga moich Dziadków do Polski.


( opowieść rodzinna Pana Michała KUNY )


Swoją opowieść pragnę rozpocząć od informacji o człowieku, który zmienił los moich Dziadków i  któremu zawdzięczam przybycie Ich do Polski z ... dalekiej Rosji. Tym człowiekiem był Pan FRANCISZEK KUROPATWIŃSKI.

Franciszek Kuropatwiński urodził się w Jabłonnie Lackiej na Podlasiu 6.03.1875r. W latach 1893-1898 na Uniwersytecie Warszawskim ukończył Wydział  Matematyki, a  następnie w latach 1898- 1902 studiował mechanikę w Instytucie Technologicznym w Petersburgu.

Pracował między innymi jako:

-  szef Wydziału Elektrycznego w Południoworosyjskim Towarzystwie Metalurgicznym w Kadijewce - Stachanowie, na Ukrainie ok. 120 km od obecnego Doniecka, (do 1937r. oraz w latach 1940-1978 miasto nazywało się Kadijewka, później Stachanow, na cześć najsłynniejszego  komunistycznego  przodownika pracy),  gdzie wybudował wg własnego pomysłu dużą elektrownię

- szef Wydziału Elektrycznego Grodzieckiego Towarzystwa Kopalń Węgla w Grodźcu ( w latach 1913-1914)

- główny inżynier budowy Centrali Elektrycznej w Juzówce (obecnie Donieck) - w latach 1914-1918

- zawiadowca na Kopalni "Kazimierz" koło Strzemieszyc - w latach 1927-1931.

Jego żona - Maria z Korabiewiczów ( 1875-1961 ) pochodziła z Poniewieża - miasta w północno-wschodniej  części Litwy.

Zmarł w Gdańsku 25.12.1958r. Spoczywa na Gdańskim Cmentarzu Centralnym "Srebrzysko".

-------------------------------------------

Franciszek Kuropatwiński podczas pobytu w 1913r. w Kadijewce zapoznał się z małżeństwem JANEM (30.09.1884r. - 9.11.1952r.) i Julią (30.07.1892r. - 21.11.1971r.) GUŻAS. Ponieważ Jan i Julia posiadali rodzinne korzenie polskie,  Franciszek wiele opowiadał im o Polsce i nadziejach Polaków na odzyskanie niepodległości. Jan, który urodził się na Litwie Kowieńskiej - w Valatkoniai (parafia Bejsagoła), będącej obok Wileńszczyzny największym skupiskiem Polaków, miał więc zawsze ciekawy temat do rozmów, zwłaszcza, że żona Franciszka - Maria, również  pochodziła z tych stron.

W 1914r. Franciszek wybierał się do Zagłębia Dąbrowskiego, które wtedy leżało w większości w granicach Imperium Rosyjskiego i stanowiło Gubernię Piotrkowską. Władze administracyjne (urzędy), szkolnictwo, policja (tzw. ochrana), waluta ( ruble i kopiejki) - wszystko w wyniku rozbiorów Polski ( 1772r,1773r,1795r.) było rosyjskie - carskie.  Tzw. Królestwo Polskie ( Kongresowe), połączone  unią personalną z Rosją w latach 1815-1832, ograniczone było tylko do 8 dawnych województw.

Rosyjska rewolucja w latach 1905 - 1907 zaowocowała rozprężeniem i niepokojami społecznymi na terenie całego Imperium Rosyjskiego. Dotyczyło to także wschodniej Ukrainy, gdzie powstający przemysł węglowo-energetyczny w okręgu nazwanym później Donbasem, skupiał coraz większe masy ludzkie, ściągające tam ze wszystkich stron w poszukiwaniu pracy.

Z początkiem roku 1914 sytuacja życiowa mieszkańców Kadijewki uległa znacznemu pogorszeniu. Spowodowały ją, powtarzające się coraz częściej niebezpieczne zamieszki w całym regionie i niepokojące wieści o zbliżającym się nieuchronnie konflikcie  pomiędzy  dotychczasowymi sojusznikami ( Rosja, Niemcy, Austria).

Po Świętach Wielkanocnych 1914r. Jan Gużas otrzymał list od Franciszka Kuropatwińskiego, który, w tym czasie znalazł się na krótko w Zagłębiu Dąbrowskim w Grodźcu. List ten, z 12.04.1914r. zawierający opis możliwości zamieszkania i zatrudnienia - stał się dla rodziny Gużasów podstawą do podjęcia bardzo odważnej i szybkiej decyzji o ..... opuszczeniu Kadijewki.



Gużasowie nie dali sobie wiele czasu na zastanawianie. W ciągu zaledwie 3 miesięcy załatwili wszystkie niezbędne formalności, spakowali swój dobytek i ..... na zawsze pożegnali Rosję.

Tuż przed wybuchem I Wojny Światowej (1.08.1914r. Niemcy wypowiadają wojnę Rosji i ta data uznawana jest przez historyków za oficjalne rozpoczęcie wojny), Jan Gużas z żoną Julią - wraz z zaledwie 1-roczną córką Zofią i niewidomą ciocią Wiktorią Gużas  (88 lat) bez większych przeszkód, chociaż podróż trwała około tygodnia,  docierają do Grodźca. Można powiedzieć, że mieli przysłowiowy "łut szczęścia" - zdążyli w ostatniej chwili, gdyż  wkrótce, ze względu na  czas wojenny nastąpiły drastyczne ograniczenia dla ruchu cywilnego i ogromny chaos komunikacyjny.


Od tego momentu Ich los związany jest z Polską - mimo, że formalnie prawdziwa Polska nastała dopiero za 4 trudne , wojenne lata - 11 listopada 1918r! Ich pierwsze zapamiętane wrażenia - zwykli ludzie na ulicach, w sklepach - rozmawiają po polsku!!!

Tak powoli życie Ich  zaczęło toczyć się swoim torem. Niebawem, w 1915r. odeszła ciocia Wiktoria (spoczywa na cmentarzu w Grodźcu).

Rodzina Gużasów przez parę lat mieszka w  wynajmowanych pomieszczeniach w Grodźcu i Wojkowicach, a potem kilkanaście w Siemoni. W końcu, po wybudowaniu własnego domu w 1935r. osiedla się na stałe w Myszkowicach.

Ziściły się Jej  marzenia o powrocie do Ojczyzny swoich przodków. Chociaż nie raz zdarzało się, że miejscowi nazywali ich" ruskimi", ze względu na wschodni akcent i niekiedy wadliwą wymowę polskich wyrażeń oraz bardzo dobrą znajomość języka rosyjskiego, ukraińskiego i litewskiego. O ironio losu - wcześniej, tam na Wschodzie - to miejscowi mówili o nich : "ten polak" i "ta polaczka". No, cóż - trzeba było się do tego po prostu przyzwyczaić i ..... zacząć nowe życie. Tak też uczynili.

Jan Gużas znalazł zatrudnienie w górnictwie jako maszynista. Julia Gużas, po ukończeniu,  już w wolnej Polsce - z wynikiem celującym Szkoły Położnych w Sosnowcu ( 1926r.) została długoletnią , charyzmatyczną położną w rejonie powiatu będzińskiego. Większość narodzin nowych mieszkańców Siemoni w latach 1926-1960 odbyła się z  Jej fachową pomocą.

Córka Zofia ( 26.10.1913r. - 21.12.2006r. ) założyła w 1936r. własną rodzinę z mężem Tomaszem Kuną (13.09.1902r. - 12.02.1995r.), który przez wiele lat pełnił funkcję organisty w Kościele pw. Wszystkich Świętych w Siemoni.


Jan i Julia Gużas oraz Zofia i Tomasz Kuna spoczywają na cmentarzu parafialnym w Sączowie.


Nota bene - wnuk Jana Gużasa - Michał Kuna i wnuk Franciszka Kuropatwińskiego - Piotr, do chwili obecnej utrzymują ze sobą kontakt korespondencyjny.


(Opracowanie - Michał Kuna na podst. m.in: "Słownika biograficznego techników polskich", internetowego polskiego słownika biograficznego, książki "Moja droga do Gdańska" - Stanisława Kuropatwińskiego)


 

Niezwykłe biografie.....


OPOWIEŚĆ O GENERALE BRONI  - LEONIE BERBECKIM

I JEGO ŻONIE  - ZOFII JACYNA - JATELNICKIEJ.

 


Leon Piotr Berbecki urodził się 28.07.1874 r na Kalinowszczyżnie (dzisiaj dzielnica mieszkaniowa Lublina) jako najstarszy syn wielodzietnej rodziny.

(ur.  28.VII.1874r. -  zm. 23.III. 1963r.)

Ojciec FELIKS - pracował jako oficjalista (rządca-zarządca) majątków ziemskich. W miarę powiększania się rodziny – szukając lepszych warunków pracy przenosił się coraz bardziej na wschód. Ostatecznie osiedlił się  w MYSZOWIE (obecnie wieś na Ukrainie, w obwodzie wołyńskim), gdzie zarządzając czterema folwarkami osiągnął dochody w wysokości 400 rubli rocznie. Dało to przede wszystkim, możliwość zorganizowania i opłacenia nauki dorastającym dzieciom.

Chociaż oboje rodzice posiadali osobiste i rodzinne tradycje patriotyczne (udział w powstaniach) - wychowaniem oraz sprawami kształcenia dzieci a także prowadzeniem gospodarstwa domowego zajmowała się głównie matka ANIELA. To właśnie ona wywarła znaczący wpływ na kluczowe postawy życiowe syna Leona. Niestety, po jej śmierci w 1889 r. skończyły się wszelkie nadzieje na kontynuowanie nauki. Warunki materialne były ciężkie. Na utrzymanie licznej rodziny nie wystarczała już roczna pensja ojca.

Po ukończeniu 4 klas progimnazjum (gimnazjum obejmujące tylko kilka niższych klas) w Hrubieszowie - Leon w celu zapewnienia pomocy młodszym braciom, wybrał karierę  wojskową, wstępując w 1891r. jako ochotnik do carskiego 44 pułku piechoty,  a następnie do szkoły junkierskiej w Łucku. Ukończenie jej dawało możliwość, po dwóch latach bezpłatnych studiów – na pełnym utrzymaniu rządowym, zostać oficerem i otrzymać gażę 45 rubli miesięcznie (tj. 540 rubli rocznie).  Była to szansa na realną pomoc dla rodzeństwa i to, w stosunkowo krótkim czasie.

Jak postanowił tak zrobił. Po złożeniu egzaminów końcowych w szkole wojskowej (a także uzyskaniu eksternistycznej, cywilnej matury w gimnazjum w Żytomierzu -1898r.) Leon Berbecki spędził kilka lat na służbie w armii rosyjskiej.

Ciekawostką jest, że drogę na świąteczne przepustki z Łucka do domu w Myszowie - młody ochotnik dla oszczędności odbywał pieszo (67 km) - jednocześnie zaprawiając się do przyszłych, długich marszów.

Na podkreślenie zasługuje jego nieprzeciętna pasja do zdobywania wiedzy w trybie samokształcenia: w trakcie służby wojskowej razem z kilkoma kolegami opanował w ciągu paru lat - 32 dyscypliny naukowe na poziomie uniwersyteckim m.in. z dziedziny matematyki i fizyki, prawa, filozofii i psychologii, nauk biologicznych. Nauczył się także czterech języków obcych. Zakończenie tych studiów w tzw.”kółku samokształceniowym” zaowocowało w czerwcu 1901r. wniesieniem prośby o zwolnienie z armii do rezerwy z powodu „zmienionych okoliczności rodzinnych”. W tym samym 1901 roku, już jako cywil zdał egzamin konkursowy i został studentem Instytutu Technologicznego w Charkowie. Dla zabezpieczenia sobie bytu – studia łączy z pracą zarobkową jako wykładowca kursów przygotowujących przyszłych nauczycieli szkół powszechnych oraz udziela korepetycji.

Po dwóch latach studiów zmobilizowano go do Armii Imperium Rosyjskiego (3.01.1903r.) a następnie w wyniku wybuchu wojny rosyjsko-japońskiej (8.02.1904r.) zostaje wysłany na front na Daleki Wschód (Kraj Ussuryjski, Mandżuria). Bierze tam czynny udział w krwawych walkach (6-krotnie w walce wręcz) m.in. jako dowódca kompanii piechoty w stopniu kapitana (awansowany 1.03.1904r.) . Był kilkakrotnie ranny i wielokrotnie odznaczany.

Po zakończeniu wojny (6.09.1905r.) przeszedł w stan spoczynku i podjął przerwane studia w Charkowskim Instytucie Technologicznym. Ukończył je z odznaczeniem w 1911r. uzyskując tytuł inżyniera-technologa.

W trakcie pobytu w Charkowie zaangażował się aktywnie w podziemny polski ruch niepodległościowy. Działał w PPS-Frakcja Rewolucyjna oraz w Polskiej Organizacji Wojskowej – Wschodnia Ukraina. Za działalność niepodległościową wśród żołnierzy Polaków skazany został na dwa lata zesłania (karę mu skrócono). Po powrocie, założył konspiracyjną Polską Szkołę Oficerską i prowadził w Charkowie w latach 1909 – 1912 tajne szkolenie oficerów Polaków. Wraz z Leonem Wasilewskim i żoną Zofią redagował konspiracyjne pismo „Do szeregu”. W 1911r. był współzałożycielem i pierwszym komendantem tajnego skautingu na tamtym terenie. W 1912r. działało już 7 drużyn skautów w większych miejscowościach Ukrainy Wschodniej.

Jako inżynier podjął pracę w firmach elektrycznych w Charkowie (w fabryce AEG a następnie Siemens-Schuckert). W 1913r.  przeniósł się do SOSNOWCA, gdzie otrzymał kierownicze stanowisko w walcowni „Milowice”(obecnie firma „Timken” - łożyska toczne i Fabryka  Butli Technicznych „Milmet” S.A.) oraz w hucie „Puszkin” (obecnie nie istnieje, a po 1945r. zabudowania przejęły Zakłady Naprawcze Sprzętu Wiertniczego w dzielnicy Dębowa Góra). Prowadził nadal działalność niepodległościową na terenie ZAGŁĘBIA DĄBROWSKIEGO.

Drugiego sierpnia 1914r. kawaleria austriacka zajęła nagle Sosnowiec i Dąbrowę Górniczą. Szybko wycofujące się oddziały rosyjskie nie zdążyły ogłosić mobilizacji i wręczyć mu wezwania mobilizacyjnego. Był to początek PIERWSZEJ WOJNY ŚWIATOWEJ. Wielu Polakom żyjącym od lat pod zaborami Austrii, Niemiec i Rosji po raz kolejny zaświtała iskierka nadziei na odzyskanie Ojczyzny.

W trzy tygodnie po wybuchu wojny Leon Berbecki otrzymał polecenie od władz PPS zwerbowania kompanii w liczbie ok. 150 osób bezrobotnych, głównie hutników z terenu Sosnowca i Dąbrowy Górniczej (z powodu wojny fabryki były zamykane). Kompanię przetransportowano do Nowego Targu, gdzie została włączona do formowanego batalionu uzupełniającego piechoty. Na jego czele stanął z rozkazu Józefa Piłsudskiego – Leon Berbecki. Tak zaczęła się jego żołnierska służba w Legionach Polskich.

ppłk. Leon Berbecki - ok. 1916r.


Na przełomie lat 1914/1917 pełni szereg odpowiedzialnych funkcji dowódczych i bierze udział w ciężkich walkach -  m.in. wraz z w/w „zagłębiakami” (w grudniu1914r.) w bitwie pod Łowczówkiem. Jako dowódca 5 pułku piechoty Legionów odbył z nimi kampanię kielecko – lubelsko – wołyńską. Był 3- krotnie ranny: pod Ożarowem i na Wołyniu – pod Kostiuchnówką i w rejonie Maniewicz. 5 Pułk wraz ze swoim dowódcą w licznych walkach okrył się wielką sławą wojenną. Józef Piłsudski nadał mu nazwę : „ piąty pułk zuchowatych Berbeckiego".

Stał się wzorem dowódcy i legendą dla podwładnych : zaczęto tworzyć i śpiewać o nim pułkowe pieśni. Był człowiekiem prawego charakteru, o głębokim poczuciu sprawiedliwości.  Żołnierze kochali go przede wszystkim za wielką znajomość ich psychiki, potrzeb i trosk oraz za prawdziwie ojcowską opiekę nad nimi.

Warto dodać, że w Kostiuchnówce (wieś w dorzeczu Styru na Wołyniu – Ukraina), gdzie odbyła się najcięższa bitwa Legionów Polskich z okresu I wojny światowej – znajduje się polski Cmentarz Legionowy,  którym opiekują się m.in. harcerze z Chorągwi Łódzkiej ZHP. To stąd corocznie harcerze polscy biorą „Ogień Niepodległości”, który potem przewożą do Warszawy, aby w Stolicy podczas uroczystości Święta Niepodległości w dniu 11 listopada, złożyć go w trakcie Salwy Honorowej na Grobie Nieznanego Żołnierza.

Podczas krwawych bojów pod Kostiuchnówką (4-6.07.1916r.) prowadzonych przeciwko oddziałom rosyjskiego Korpusu Armijnego – ppłk Leon Berbecki szczególne wyróżnił dowódcę 8 kompanii porucznika Aleksandra Zygmunta MYSZKOWSKIEGO za brawurowy szturm na bagnety na pozycję wroga, co umożliwiło potem przebicie się z okrążenia i odwrót całego pułku.

Aleksander MYSZKOWSKI (ranny w tej bitwie) urodził się 28.02.1892 . w MYSZKOWICACH (obecnie sołectwo w Gminie Bobrowniki), gdzie posiadał wówczas tzw. „resztówkę” - kilkuhektarowy folwark ziemski. 1 stycznia 1929 roku Prezydent RP, Ignacy Mościcki nadał mu stopień pułkownika. Po zakończeniu II wojny światowej przebywał na emigracji. Zmarł w 1956r.

Polska odzyskuje niepodległość 11 listopada 1918r. a Leon Berbecki nadal służy w Wojsku Polskim: dowodzi kolejno grupami operacyjnymi „Bełz i „Bug” (od grudnia 1918r. do marca 1919r.) i  w konflikcie zbrojnym z nacjonalistami ukraińskimi o przynależność państwową Galicji Wschodniej, zamieszkanej przez Polaków i Ukraińców .

Podczas wojny polsko-rosyjskiej objął dowództwo 3 Dywizji Piechoty Legionów (od 7.08.1920r. do 25.091921r.). Na czele dywizji uczestniczył w walkach z bolszewikami na Ukrainie, Łotwie, w uderzeniu znad Wieprza i w bitwie niemeńskiej. Kolejny raz zostaje ranny – dwukrotnie: pod Bełzem i Brzeżanami. Po demobilizacji i przejściu wojska na stopę pokojową zajmował szereg ważnych stanowisk wojskowych: z-ca dowódcy Okręgu Wojskowego w Toruniu, z-ca Inspektora Armii w Wilnie, dowódca Okręgu Korpusu w Grodnie, dowódca Okręgu Korpusu w Toruniu, Inspektor Armii z siedzibą w Warszawie. W czerwcu 1933 r. powierzono mu jednocześnie funkcję prezesa Zarządu Głównego  Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej.

Jako Inspektor Armii  (od 25.10.1928r. i dalej przez 10 lat) czynił duże wysiłki na odcinku śląskim, aby obszar Górnego Śląska należycie przygotować do obrony na wypadek zagrożenia. Powierzony mu odcinek inspekcji (ok.200 km) od Cieszyna do Lublińca przemaszerował pieszo  (w ciągu paru lat – dla dokładnego rozeznania właściwości terenu) i wykazał w raporcie do Głównego Inspektora Sił Zbrojnych celowość budowy fortyfikacji w formie osobnych punktów oporu wzdłuż dróg bitych,  z pominięciem zwartej zabudowy i osiedli. Jego koncepcja została zaakceptowana i uwzględniona w planie obrony. Niektóre fortalicje ( różnej wielkości tzw. bunkry) zachowały się do dnia dzisiejszego m.in. na terenie DOBIESZOWIC, WYMYSŁOWA i SĄCZOWA.

Wizytacja budowy Okręgu Warownego "Śląsk"- 1936r.

Awanse generalskie:

  • generał podporucznik, zatw. 1.05.1920r.  z dniem 1.04.1920r. „z grupy byłych Legionów Polskich”,
  • generał brygady, zweryf. 3.05.1922r. ze starszeństwem z dn.1.06.1919r.
  • generał dywizji, 31.03.1924r. ze starszeństwem z dn.1.07.1923r. i 3 lokatą w korpusie generałów,
  • generał broni, 19.03.1939r. z 1 lokatą w korpusie generałów.

W 1939r. wśród żyjących generałów broni odnotowano tylko pięciu: Leon Berbecki, Józef Haller, Kazimierz Sosnkowski, Stanisław Szeptycki i Edward Rydz -Śmigły, który był jednocześnie awansowany na Marszałka Polski."

Warto  zwrócić uwagę, że na mundurze generała (z lewej strony) znajdują się gwiazdki - odznaczenia za otrzymane w walkach rany.  Jedna z tych ran, otrzymana na Wołyniu, była z gatunku bardzo ciężkich - pierś w okolicy serca przestrzelona na wylot.

Leon Berbecki - 1939r.

Po agresji Niemiec na Polskę Leon Berbecki mimo, że nie otrzymał żadnego formalnego przydziału służbowego (miał już wówczas 65 lat) zgłosił się do Naczelnego Dowództwa, z którym przekroczył granicę rumuńską. Internowany w Rumunii do marca 1941r. został przekazany Niemcom a następnie osadzony w oficerskich obozach jenieckich (oflagach VI A w Dorsten i VI B w Doessel),  gdzie przebywał przez pół roku pod nadzorem Gestapo. Po wyzwoleniu obozu wyjechał do Francji. Do Polski wrócił 7.02.1946r i zamieszkał w Gliwicach.

Czasami zdarzało się jeszcze, że w letnie wieczory z ogródków działkowych dobiegał śpiew: - „My z dywizji trzeciej, Berbeckiego dzieci”... a  cywile - rezerwiści,  rozpoznając generała na ulicy stawali przed nim na baczność.  Oczywiście, przedstawicielom „władzy” bardzo się to nie podobało.

Sprowadzona do Gliwic rodzina znalazła się wkrótce w trudnych warunkach materialnych. Generałowi nie przyznano żadnej emerytury wojskowej, nie miał też szansy na otrzymanie jakiejkolwiek pracy w miejscu zamieszkania. Ostatecznie wyrażono jednak zgodę na zatrudnienie go w charakterze wykładowcy przedmiotów technicznych w Technikum Chemicznym w Sławięcicach (codzienny przejazd autobusem i dalej ok. 7 km na piechotę i podobnie z powrotem). Pracował tam do końca.  Zmarł nagle 23.03.1963r. w Gliwicach w wieku 88 lat. Za sprawą żony urządzono mu pogrzeb katolicki (a nie tzw."państwowy") i pochowano Go w mundurze generalskim.

Posiadał wiele odznaczeń i orderów polskich i zagranicznych, w tym „Virtuti Militari”, „Polonia Restituta”, Krzyż Walecznych czterokrotnie, Złoty Krzyż Zasługi pięciokrotnie i inne  (w sumie ponad 30).

Gen. Leon Berbecki z Janem Kiepurą.

Władze PRL zaliczyły go do grona osób skazanych na zapomnienie,  a także na długoletnie szykany, prześladowania oraz inwigilację całej rodziny przez UB i SB. W IPN w Katowicach  pod sygn. akt Ka 02/159 znajduje się na 338 stronach opis tego procederu (data początkowa:1946r. - data końcowa: 1990r.)

Zmiany ustrojowe w Polsce po 1989r. spowodowały, że nazwano jedną z ulic w Gliwicach jego imieniem i uhonorowano pamiątkową tablicą okolicę jego miejsca zamieszkania, zaś od roku 1996 został patronem śląskich jednostek Wojska Polskiego.


Biografia generała broni Leona Berbeckiego posiadałaby niepełny wymiar,  gdyby nie wspomnieć o jego żonie - Zofii z Jatelnickich Berbeckiej, z którą spędził wspólnie 57 lat życia.


ZOFIA BERBECKA urodziła się 13.07.1884r. w Kowlu, w rodzinie Nicefora Józefa Jacyna-Jatelnickiego, pułkownika armii rosyjskiej i Anny z Wróblewskich.


( ur.   13.VII.1884r. -  zm.  8.II.1970r. )

Po ukończeniu w 1901r. gimnazjum w Siedlcach oraz wyższych kursów jęz. francuskiego przy Uniwersytecie w Charkowie (1911r.) oraz w Alliance Francaise w Paryżu (1914r.) podjęła studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego (1918-1922) a następnie na Wydziale Humanistycznym tej uczelni (1929r. i 1933r.), gdzie uzyskała absolutorium.

Od 1901r. pracowała jako nauczycielka -  początkowo w Łucku, później (od 1906r.) w Charkowie, od 1914r. w Szkole Handlowej Józefy Siwikowej (obecnie Liceum im. Emilii Plater) w SOSNOWCU i wreszcie od 1917r. w Warszawie.

W czasie pobytu w Charkowie była członkinią kółek samokształceniowych Korporacji Studentów Polskich, działała w Domu Polskim, współtworzyła drużyny skautowe, Polską Organizację Wojskową i Związek Walki Czynnej. W 1906r. w Charkowie zawarła związek małżeński z Leonem Berbeckim. W latach 1914/1916 współtworzyła Ligę Kobiet, angażowała się w prace Towarzystwa Dobroczynnego i Uniwersytetu Ludowego w Sosnowcu.

Po I wojnie światowej wielokrotnie przeprowadzała się z mężem, aby ostatecznie osiąść w Warszawie. Miała wtedy pod swoją opieką duży zastęp młodzieży: 3 osoby po poległym w 1914r. średnim bracie męża - Janie, 6 osób po zmarłych członkach bliskiej rodziny i 3 osoby z dalszej rodziny. Wszyscy uczyli się  w miejscowych gimnazjach- męskim i żeńskim.

Była członkinią stowarzyszenia „Rodzina Wojskowa” (mieszkając w Toruniu od 1926r. przewodniczyła Oddziałowi  toruńskiemu), natomiast od 1928r. została członkiem Zarządu Naczelnego.

Pracowała także jako członek prezydium Zarządu Głównego, a później jako wiceprezes Polskiego Białego Krzyża. W 1933r. organizowała stowarzyszenie „Rodzin Rezerwistów”. Na lata 1930-1935 została wybrana posłanką na Sejm III kadencji. W 1934r. była radną m. stołecznego W-wy.

W 1936 r. została członkinią prezydium Komitetu Pomocy Zimowej a w rok później wiceprezesem Zarządu Naczelnego Towarzystwa Przyjaciół Młodzieży Akademickiej. W roku 1938 została senatorem V kadencji  (1938-1939).

W czasie okupacji mieszkała w Warszawie, po powstaniu warszawskim była wysiedlona do obozu koncentracyjnego w Pruszkowie wraz z dwójką chłopców (4 i 6 lat), którzy pozostawali pod jej opieką.

Kolejny etap -  to lubelska wieś Piotrowice Małe, gdzie miejscowi gospodarze w zamian za naukę ich dzieci zapewnili Zofii egzystencję do czasu powrotu męża z niewoli.

Postanowieniem Traktatu Jałtańskiego (4-11.02.1945r.)  nastąpiło oderwanie od Polski połowy jej terytorium przez narzucenie tzw. linii Curzona jako granicy polsko-sowieckiej. W wyniku tego podziału wiele osób mieszkających przed wojną na Kresach już tam nie wróciło - tam było już inne Państwo - ZSRR. Rodzina Berbeckich, w zamian za pozostawione na Białorusi rodzinne nieruchomości, otrzymała do zamieszkania od tymczasowego Zarządu Miejskiego poniemiecki domek w Gliwicach przy ul. Puszkina. Wkrótce zaczęli zjeżdżać do niego ocaleni z wojny krewniacy. Większość z nich wymagała opieki medycznej i socjalnej. Były tam osoby chore, poranione, półsieroty oraz dzieci w wieku szkolnym. W sumie - w 6 pokojach zamieszkiwało 14 osób. Tyle mówią suche fakty. Naprawdę nie było łatwo, szczególnie, że chronicznie brakowało zatrudnienia ich opiekunom.

W latach pięćdziesiątych, w godzinach porannych przy ul.Wieczorka w Gliwicach rozlegało się gromkie zawołanie: „ zdrastwujtie Zofia Osipowna”!!! , którym witano ulubioną „Babuszkę” od języka rosyjskiego. Tylko niewielu uczniów (m.in. Technikum Samochodowego) wiedziało wówczas, ile upokorzeń i trudów musiało ponieść tych dwoje starszych ludzi, aby podołać licznym obowiązkom dla utrzymania i poratowania rodziny. Nigdy się nie skarżyli, przeciwnie -  na ich twarzach zawsze widniał życzliwy uśmiech.

Zofia Berbecka odeszła 8.02.1970r. Była odznaczona Orderem Odrodzenia Polski, Krzyżem Niepodległości, dwukrotnie Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem 10-lecia Polski Ludowej. Została pochowana obok grobu męża Leona na Cmentarzu Centralnym przy ul.Kozielskiej w Gliwicach.


 

WIECZNY ODPOCZYNEK RACZ IM DAĆ PANIE........ MY PAMIĘTAMY.



Niniejsze opracowanie przygotował na podstawie „Pamiętników...” L. Berbeckiego, artykułów prasowych i wiadomości internetowych oraz osobistych wspomnień Pan Michał Kuna.

Wydawnictwo "Śląsk" -Rok wydania 1959.

 



 

 

Minęła kolejna rocznica zwycięskiej (czwartej) bitwy o Monte Cassino, trwającej od 11.05 do 4.06.1944r., zakończonej zwycięstwem żołnierzy polskich 2 Korpusu Polskiego.  Rankiem 18 maja 1944r. doszło do ostatniego szturmu, w wyniku którego zdobyto atakowane wzgórza otaczające klasztor na Monte Cassino.

Na murach klasztoru załopotała na wietrze biało-czerwona flaga zdobywców. Sukces ten umożliwił późniejsze zajęcie Rzymu. Pięciomiesięczna operacja wojenna (trzy poprzednie bitwy toczyły się od stycznia do marca 1944r.) okazała się najdłuższą i najkrwawszą batalią, jaką przyszło stoczyć aliantom na froncie zachodnim podczas II wojny światowej.

Warto przy tej okazji pamiętać, że wydarzenia z tamtego okresu poprzedził marsz do Ojczyzny Armii generała Władysława Andersa, nazwany przez historyka prof. Normana Daviesa „Szlakiem nadziei”.  Marsz, który trwał 1334 dni przez trzy kontynenty. Wówczas to ok. 120 000 żołnierzy – byłych zesłańców i jeńców wojennych przemaszerowało i przebyło różnymi środkami transportu około 12 500 km z sowieckich łagrów do wytęsknionej Polski. Wraz z wojskiem wyszło z tzw. 'nieludzkiej ziemi” kilka tysięcy cywilów, w tym kobiety i dzieci – wysiedlonych wcześniej z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej do ZSRR.

Niestety, nie wszystkim  udało się szczęśliwie powrócić : często ceną za ten powrót była ofiara z własnego życia, ich groby są rozsiane po całym „szlaku nadziei”. Wielu odniosło rany i utraciło zdrowie, wielu z różnych przyczyn zdecydowało na zawsze  pozostać na obczyźnie.

Słowa pieśni o „czerwonych makach”: - ...”przejdą lata i wieki przeminą, pozostaną ślady tamtych dni”.. (w pamięci naszej i przyszłych pokoleń) niechaj stanowią motto tej opowieści o losach polskiego żołnierza - tułacza.

Oto kolejna, historia prawdziwa - starszego sapera ALEKSANDRA PACHUCY, uczestnika tamtych wydarzeń – od roku 1953 mieszkańca SĄCZOWA, któremu dane było powrócić w rodzinne strony.

 

Starszy saper -  ALEKSANDER  PACHUCA

(11.12.1915r. - 01.03.2010r.)


Aleksander Pachuca, syn Adama i Franciszki urodził się 11.12.1915 r. w BĘDZINIE. W 1927 r. ukończył tam Szkołę Podstawową a następnie 3-letnie kursy handlowe. Dnia 20.01.1928 r. rozpoczął zasadniczą służbę wojskową w 5 Batalionie (Baonie) Saperów w Krakowie. Po odbyciu przeszkolenia  został zwolniony ze służby (14.04.1928r.) jako jedyny żywiciel rodziny. W obliczu przewidywanej napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę , w dniu 24.08.1939 r. został ponownie zmobilizowany do 5 Baonu Saperów w Krakowie jako saper. Brał udział w walkach pod Pszczyną w ramach działań przewidzianych dla swojej jednostki.


Przebieg II wojny światowej zwłaszcza w jej początkowej fazie wymusił na wielu polskich żołnierzach, a także na ludności cywilnej swoisty rodzaj wędrówek, często poza granice Polski. Przed przeważającymi siłami najeźdźców Wojsko Polskie wycofywało się w kierunku południowym i wschodnim. Jedni przedzierali się na Zachód przez Rumunię, Węgry i Jugosławię do Syrii i do Francji. Inni - jak w przypadku Aleksandra PACHUCY - wycofywali się przez Wieliczkę,Tarnów, Rzeszów, Zamość, Włodzimierz Wołyński i Łuck.

19.09.1939 r. grupa ta została okrążona i rozbrojona w okolicach Łucka przez wkraczającą Armię Czerwoną. Obowiązujący wówczas pokojowy traktat polsko-rosyjski został złamany. Oznajmiono im, że dla tych, którzy zechcą wrócić do swoich miejsc zamieszkania – zostaną podstawione pociągi: jeden w kierunku na Warszawę, drugi na Kraków. W rzeczywistości - po załadowaniu się żołnierzy, pociągi konwojowane przez czerwonoarmistów ruszyły dalej na Wschód, przekraczając granicę polsko – rosyjską.

Pierwszy etap to Szepetówka (powiatowe miasto na Podolu Kamienieckim w obwodzie Winnickim, obecnie na Ukrainie, obwód Chmielnicki), gdzie NKWD utworzyło w 1939 r.  jeniecki obóz przejściowy. Kolejny obóz, do którego trafił Aleksander PACHUCA znajdował się w Nowogrodzie Wielkim - w północno - zachodniej Rosji nad rzeką Wołchów. Następnie przetransportowano ich w okolice Krzywego Rogu (miasto we wschodniej Ukrainie). Tam utworzono obóz jeniecki, którego uczestnicy pracowali w kopalni rudy manganu – w miejscowości Marganiec, odległej od obozu ok. 8 km. Praca trwała tam do wiosny 1940 r. W maju 1940 r. obóz został zlikwidowany a jeńców przewieziono do miasteczka Kotłas (pod Moskwą).

Dalej, tym razem transportem wodnym przez rzekę Dźwinę i Wyczegdę przemieszczono ich do łagru w tajdze, w autonomicznej republice Komi (w okolicach Archangielska,w północno-wschodniej europejskiej części Rosji). Należy dodać, że ponad 70% tego terenu zajmowały lasy a ok.15% bagna . Jeńcy pracowali tam przy piłowaniu pni drzewnych.

Wiosną 1941r. zostali przesiedleni do kolejnego obozu (brak nazwy) gdzie pracowali przy budowie nasypu kolejowego.

Pod koniec czerwca 1941r. doszło do najazdu Niemiec hitlerowskich na Związek Radziecki (22.06.1941r.).  Na mocy porozumienia między rządem Rzeczypospolitej Polskiej a rządem Związku Radzieckiego (tzw. układ Sikorski – Majski z dnia 30.07.1941 r.) wszyscy polscy jeńcy wojenni (oraz osoby deportowane) zostali zwolnieni (amnestia) z możliwością wstąpienia do tworzącego się polskiego wojska. Już bez konwoju, na własną rękę dotarli do obozu przejściowego pod Moskwą (w Wiaźmie).

Kilka dni później przewieziono ich do miejscowości Tatiszczewo w obwodzie Saratow, gdzie formowała się Armia Polska. Z napływającej ze wszystkich stron Rosji fali byłych łagierników utworzono tam 5 Kresową Dywizję Piechoty (5KDP), której dowódcą został generał bryg. Mieczysław Boruta - Spiechowicz. Dnia 15.09.1941 r. dowódca Armii – gen.Władysław Anders w obecności gen.  Bogusza-Szyszko i gen. Boruty-Spiechowicza dokonał przeglądu formujących się oddziałów. Datę tą uznaje się za dzień powstania 5 Dywizji.

Aleksander PACHUCA został przydzielony do 5 Baonu Saperów - pod dowództwem kpt. inż. Ignacego Grucy. W pierwszej kolejności przystąpiono tam do stworzenia warunków umożliwiających przezimowanie wojska. Nadchodziła bowiem zima, która na stepach nadwołżańskich bywa zazwyczaj bardzo surowa. Wykopano tzw.”ziemlanki” i postawiono namioty oraz zainstalowano przeróżne rodzaje piecyków opalanych drewnem. Jednocześnie rozpoczęto intensywne szkolenia wojskowe mimo, że strona radziecka notorycznie nie wywiązywała się z przyjętych zobowiązań w zakresie dostaw wyżywienia, umundurowania, broni i sprzętu.

Założeniem polskiego dowództwa było, że tworzone na ziemi rosyjskiej wojsko polskie przystąpi do walki z Niemcami, gdy tylko Armia Czerwona odeprze wroga do granicy Polski.

Niestety, w lutym 1942 r. zamiast przybliżyć się do Polski - Dywizję przeniesiono do Uzbekistanu a potem jeszcze dalej, do Kirgizji – do miejscowości Dżałał-Abad (Dżalalabad)  w okolice granicy chińskiej. Tam nadal prowadzono szkolenia wojskowe i kursy samochodowe, chociaż warunki bytowe żołnierzy nie uległy poprawie.


Kirgizja - maj 1942r.                                                                      Jerozolima - 15.10.1943r.

Nadeszło lato o temperaturach przekraczających +40 st.C. Żołnierze nie byli przyzwyczajeni do tak ekstremalnego klimatu. Mnożyły się więc zachorowania, zjawiskiem masowym było pojawienie się przypadków groźnych chorób zakaźnych (żółtaczka, dezynteria a zwłaszcza malaria) dziesiątkujących szeregi wojska. Niedożywienie i brak witamin oraz wyniszczenie organizmów w poprzednim, jenieckim okresie życia zrobiły swoje. Mimo tego, władze radzieckie nieustannie naciskały na Dowództwo Armii Polskiej, aby Dywizję wysłać niezwłocznie na front - nie bacząc na stan zdrowia, braki w wyszkoleniu, uzbrojeniu i wyposażeniu żołnierzy, manipulując przy tym dostawami umownego ekwipażu. Naturalnie, dowódca Armii nie wyraził na to zgody, ponieważ w takim stanie kontakt bojowy z dobrze wyposażonym wrogiem doprowadziłby do unicestwienia Dywizji w bardzo krótkim czasie.

Ostateczne rozwiązanie problemu nastąpiło dopiero w sierpniu 1942r. -  stosownie do zawartego porozumienia między sojusznikami (szczególnie na wniosek strony brytyjskiej a zwłaszcza W.Churchilla). Zwrócono cały wojskowy sprzęt stronie radzieckiej i wojsko polskie przetransportowano pociągami nad Morze Kaspijskie do portu w Krasnowodsku.

Planowano m.in użyć przeszkolonych, przemundurowanych i dozbrojonych jednostek polskich do ochrony infrastruktury pól naftowych na Bliskim Wschodzie. W Krasnowodsku – 5 Dywizja została przeładowana na statki, którymi dotarła do portu Pahlevi w Persji (obecnie Iran). Trudny okres w życiu żołnierzy Armii Polskiej na ziemiach Związku Radzieckiego został zakończony.

W Pahlevi nastąpiła gruntowna kwarantanna całej Dywizji i kompletne, nowe umundurowanie: począwszy od skarpetek aż po furażerki plus hełm tropikalny. Wkrótce nastąpił kolejny etap podróży Dywizji: wojsko załadowano na samochody i przewieziono przez Persję (Iran) do Iraku, koło miasteczka Khanaqin (Chanankin) - na pustyni.


Irak -  Aleksander Pachuca w środku.                                                         

I znów dokuczliwe upały oraz burze piaskowe uprzykszały żołnierskie życie: zajęcia szkoleniowe odbywały się tylko rano i wieczorem. Z początkiem wiosny 1943 r. znów nastąpiła zmiana: wojsko zostało przewiezione na pustynne tereny w pobliżu miasta Kirkuk. Tam odbywało się szkolenie ze sprzętem saperskim i dalsze szkolenie kierowców .

Aleksander PACHUCA został oddelegowany na kurs motocyklowy, po którym wrócił do swojej kompanii. Dnia 21.07.1943r.  weszła w życie nowa organizacja armii. Armia Polska na Wschodzie została przemianowana na 2 Korpus Polski z odpowiednią reorganizacją wchodzących w jego skład jednostek.

Dalszy okres Aleksander Pachuca tak opisuje w swoich „Wspomnieniach sapera”:

..."Rozpoczęły się manewry po wertepach pustyni. Temperatura w słońcu dochodziła do + 60 st.C. Tak mijało lato. Pod koniec lata znów zwinęliśmy obóz i przenieśliśmy się do Palestyny, w rejon miasta Gaza.Tu dalej odbywaliśmy szkolenia a następnie manewry z udziałem wszystkich jednostek stacjonujących w Palestynie. Poligonem ćwiczeń była cała Palestyna, którą zjechałem wzdłuż i w poprzek.  Po zakończeniu tych manewrów nastąpił odpoczynek. Odbyliśmy wtedy pielgrzymkę do miejsc kultu Chrystusa, zwidzając Jerozolimę, Betlejem, Ogród Oliwny i inne.”....

Tak mijały kolejne dni żołnierskiego trudu... jak to w wojsku: patrole, służba wartownicza,ćwiczenia i różnego rodzaju szkolenia.

Dalej Aleksander Pachuca wspomina:... ”Nadeszły moje piąte, poza krajem, święta Bożego Narodzenia. Wieczerzę wigilijną spożyliśmy przy wspólnym stole, tęskniąc za rodziną, Ojczyzną, bez tradycyjnej choinki. W drugi dzień Świąt 1943 r.wyjechaliśmy do Libanu i Syrii na ćwiczenia wysokogórskie. Stacjonowaliśmy w okolicy miasta Tripoli w Libanie. Po zakończeniu ćwiczeń, omijając Palestynę, przez pustynie Jordanii, Kanał Sueski udaliśmy się do Egiptu. Zatrzymaliśmy się na pustyni w pobliżu miasta o nazwie Ismailia. Był koniec stycznia 1944 r.”...

W połowie marca 1944 r. po zdaniu sprzętu Dywizję przewieziono do Port Saidu u wylotu Kanału Sueskiego na Morze Śródziemne i załadowano na statki transportowe. Dnia 20 marca 1944r.  w szóstym dniu podróży dopłynęli do Włoch, do portu Taranto. Następnie wojsko przewieziono do obozu w południowych Włoszech – w Kalabrii.  Tam przekazano im nowy sprzęt i broń. Po okresie instruktażu, docieraniu pojazdów itp. - w kwietniu, Dywizję przeniesiono na północ w rejon umocnień hitlerowskich pod MONTE CASSINO i zakwaterowano w Acquafondata, przed wzniesieniami okalającymi dolinę rzeki Liri przepływającej koło miasteczka Cassino (i wpadającej do rzeki Rapido). Rozpoczęły się przygotowania do decydującej walki z Niemcami. W przygotowaniach do bitwy bardzo ważna rola przypadła oddziałom saperskim 2 Korpusu Polskiego. W pierwszej kolejności musieli zbudować nowe oraz poprawić istniejące drogi dla stanowisk, które przejęli Polacy.

5 Kresowy Batalion Saperów, w którym służył Aleksander PACHUCA dowodzony był wówczas przez ppłk.Józefa Hempla. Przed bitwą poszczególne kompanie tego Baonu otrzymały szczegółowe zadania: rozbudowa dróg służących do zaopatrywania 5 KDP w rejonie Acquafondate i w innych pobliskich rejonach a także przygotowanie wysuniętych składnic materiałów saperskich. Jednym z głównych zadań, jakie 5 Baon Saperów otrzymał przed samym natarciem było wyznaczenie patroli ścieżkowo-szturmowych dla batalionów piechoty, które musiały wykonać prace przy rozminowywaniu pozycji wyjściowych. Dnia 11 maja (tuż przed bitwą) saperzy 5 Baonu wykonali na rzece Rapido bród, który umożliwił przejazd lekkich pojazdów. Naprawiono również 7 mostów uszkodzonych ogniem artylerii niemieckiej. Prace te wykonywano pod ciągłym ostrzałem. Nie sposób wyliczyć w tym opracowaniu wszystkich działań saperskich przed i w w czasie bitwy. Zarówno wszystkie prace przygotowawcze poszczególnych jednostek oraz przebieg samego natarcia doskonale ilustruje i dokumentuje bogata literatura wspomnieniowo-dokumentacyjna oraz liczne archiwalia.

Kpt. Feliks Grochowski – dowódca kompanii, w której służył Aleksander PACHUCA – został przydzielony w maju 1944r.  do sztabu dowództwa 5 Baonu Saperów. Aleksander PACHUCA został odkomenderowany do jego dyspozycji jako goniec motocyklowy.

Po wąskich i krętych ścieżkach górskich, po prowizorycznych drogach w trudnych warunkach terenowych – z nieustannym narażeniem utraty życia z powodu ostrzałów nieprzyjacielskich – Aleksander PACHUCA przewoził meldunki i rozkazy oraz wszystko to, czego wymagała sytuacja i czego nie można było dostarczyć innym sposobem. Po drodze mijał wielokrotnie napisy ostrzegawcze umieszczane na poboczach przez dowcipnych kolegów: „Nie bądź głupi, nie daj się zabić”. Kilkakrotnie „otarł się o śmierć” i dwukrotnie uległ wypadkom podczas służbowej jazdy motocyklem (w dniach natarcia pod Bolonią).

Jak sam wspominał – w czasie kampanii włoskiej przejechał na motorze ok.20 tys.mil- tj. około 32 tys. km. Jednocześnie, w razie potrzeby i wg rozkazu wykonywał wszystkie czynności żołnierskie i saperskie, które były nałożone na jego jednostkę.

Po zdobyciu Monte Cassino walki trwały nadal. Dnia 19 maja 1944r. zdobyto San Angelo,  a brygada pancerna mając wolną drogę wjechała do doliny rzeki Liri. Potem padło miasteczko Piedimonte, a 25 maja Polacy zdobyli Monte Cairo. Droga na Rzym dla oddziałów wojsk sprzymierzonych została otwarta.

W bitwie o Monte Cassino, twierdzy uważanej przez Niemców za „ nie do zdobycia” - samych Polaków zginęło 924, rannych zostało 2930 i wielu zaginionych.  Poległych chowano początkowo w Acquafondato, skąd następnie ekshumowano ich na miejsce wiecznego spoczynku - na budowany z udziałem polskich saperów cmentarz w pobliżu góry Monte Cassino i klasztoru św. Benedykta.

Dodać należy, że już pod koniec maja 1944r. po zdobyciu masywu Monte Cassino – wydzielony z 5 Baonu Saperów pododdział został skierowany na wzgórze 575 (rejon niezwykle krwawych walk) z zadaniem postawienia „Krzyża Pomnika 5 Kresowej Dywizji”. Miały go utworzyć elementy podporowe osadzone w betonowej podstawie. Praca była b. ciężka ze względu na brak możliwości dojazdu sprzętu na szczyt. Na odcinku 300 m 16 saperów nosiło na swoich barkach ważące ponad 100 kg elementy. W hołdzie czynu wojennego i poległym z 5 Dywizji !


Cmentarz Polski pod Monte Cassino - 1945r.                    Saperzy przy pomniku 5 Kresowej Dywizji Piechoty na wzgórzu 575.

Bari (Włochy)- 10.06.1944r.

Po krótkim odpoczynku po bitwie zapadła decyzja, że główne uderzenie frontu w pościgu za Niemcami pójdzie nad Adriatykiem, od Pescary aż po linię Gotów - kolejny, ufortyfikowany bastion obrony niemieckiej. W lipcu rozpoczęły się znów ciężkie walki o wzgórze Monte Dela Crescia a następnie zdobyto ważny port nad Adriatykiem – Ankonę (18.07.1944r.)

Lato minęło szybko, zwłaszcza, że wojsko było w ciągłym marszu w kierunku północnym. Operacje adriatyckie pozostawiły na ziemi włoskiej kolejny, polski cmentarz wojskowy: w Loretto.

Trzecia faza wojny we Włoszech to bitwa o Bolonię.  Tym razem w zupełnie odmiennych warunkach terenowych – w górach apenińskich. Błotniste, kręte drogi wiły się serpentynami, mosty wisiały nad przepaściami. Wycofujący się Niemcy powysadzali mosty, w związku z czym nasi saperzy mieli znów pełne ręce roboty i to niejednokrotnie pod ostrzałem nieprzyjacielskiej artylerii. Chociaż zima nie sprzyjała działaniom wojennym na większą skalę, choć piechota we współdziałaniu z artylerią z trudem zdobywała górę za górą to jednak doszła w walkach do Castrocarro. Przez długie tygodnie polskie Dywizje: 3 Karpacka i 5 Kresowa doszły do rzeki Senio i tu przywitała ich wiosna 1945r. Znad Senio Polacy przystąpili do natarcia na Bolonię, która zamykała dolinę Padu – w zaciętych bojach zdobywając Castel Bolognese a następnie na drodze do Bolonii miasteczko Imola. Zakończenie wojny dla 5 Baonu Saperów nastąpiło w miejscowości Faenza.

Proces demobilizacji i rozformowania wojsk polskich we Włoszech przebiegał w kilku etapach czasowych i terytorialnych. Z początkiem czerwca 1946 r. przewieziono ich do Anglii z Neapolu przez Morze Śródziemne i cieśninę Gibraltar, Ocean Atlantycki do portu Liverpool. Przemieszczano ich z obozu do obozu w różnych częściach Wielkiej Brytanii. Wszystkich chętnych do powrotu do Polski zgrupowano w obozie pod Londynem, gdzie nastąpiło załatwianie formalności i oczekiwanie na możliwość powrotu do kraju.

W tym czasie, tytułem rekompensaty - każdy były żołnierz Polskich Sił Zbrojnych otrzymał (na konto bankowe) 30 funtów, następnie ubranie cywilne oraz umundurowanie wojskowe na własność z plecakiem i workiem wojskowym na rzeczy osobiste.

Z początkiem czerwca 1947 r. Aleksander PACHUCA wyjechał z grupą rodaków do Szkocji, gdzie w porcie Glasgow wsiedli na statek, którym po 6 dniach dopłynęli do Gdańska (10.06.1947r.) Dnia 13 czerwca 1947r. witał się z matką i kolegami na stacji w Katowicach.

Odpoczywał w rodzinnym domu przez miesiąc, a następnie rozpoczął pracę w hucie im. F.Dzierżyńskiego w Dąbrowie Górniczej.

Ożenił się 24.02.1948r. (żona Filomena z d. Gruszka), przeniósł się do Sączowa w 1953r. i podjął pracę w Kopalni Piasku Podsadzkowego „SIEMONIA” a potem „Kuźnica Warężyńska”. Po przepracowaniu 29 lat przeszedł na emeryturę w 1977r. korzystając z Ustawy o Kombatantach II Wojny Światowej. Był inwalidą II grupy.


Wojnę ukończył jako starszy saper. Mianowano go na stopień kaprala 10.10.1978r. (zdjęcie powyżej) a następnie na stopień starszego kaprala 01.10.1981r. oraz na stopień plutonowego 07.05.1999r. rozkazem Komendanta WKU. Brał udział w działalności koła ZBOWiD w Bobrownikach, uczestniczył w spotkaniach z młodzieżą, utrzymywał kontakty z kolegami - kombatantami.

15.06.1986r.- spotkanie kombatantów.

maj1999r.

Odszedł na zawsze dnia 01.03.2010 r. i spoczywa na cmentarzu parafialnym w Sączowie.


 

Uhonorowany został odznaczeniami -

polskimi :

Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino /nr 25714/,
Krzyżem Zasługi z Mieczami,
Medalem Wojska,
Medalem za udział w Wojnie Obronnej 1939 r.,
Krzyżem Czynu Bojowego PSZ na Zachodzie

brytyjskimi :

The 1939-1945 STAR
The War medal 1939-1945
ITALY STAR

Po wojnie otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i Srebrny Krzyż Zasługi.


Z literatury wspomnieniowej wynika, że kombatanci Polskich Sił Zbrojnych  na Zachodzie z posiadanych odznaczeń szczególnym sentymentem wyróżniali otrzymany PAMIĄTKOWY KRZYŻ MONTE CASSINO. Z inicjatywy prof.Witolda Żdanowicza*
oraz wg jego pomysłu - wizerunek tego odznaczenia widnieje na wielu nagrobkach zmarłych uczestników tej batalii. Umieszczono go również na nagrobku ś.p. Aleksandra Pachucy. Jest on symbolem pamięci tamtych dni pod Monte Cassino, gdzie ś.p.Aleksander Pachuca  zostawił, w służbie Polski,  cząstkę swojego życia.

* Profesor zw. dr hab. Politechniki Wrocławskiej i PAN Witold Żdanowicz (ur. 8.08.1923r. - zm. 2.09.2008r.)
Wybitny fizyk i pionier badań nad ogniwami krzemowymi w Zakładzie Fizyki Ciała Stałego PAN w Zabrzu. Po przejściu na emeryturę został edytorem i współautorem monografii: "Śląsk - pamięci Monte Cassino" i "Monte Cassino - Ancona-Bolonia" oraz edytorem antologii poezji poświęconej żołnierzom polskim walczącym podczas II wojny światowej na froncie włoskim.

W monografii "Śląsk - pamięci Monte Cassino" zdołał upamiętnić prawie 3200 nazwisk frontowych kolegów, którzy po wojnie powrócili do Polski. Pod koniec lat 70-tych zainicjował w Zabrzu budowę monumentalnego pomnika poświęconego Bohaterom Monte Cassino. Opiekował się i przyjaźnił z kombatantami i ich rodzinami przez wiele lat. Pasja ta wynikała z jego bogatej historii życiowej: w 1940r. wraz z całą rodziną został deportowany na Syberię a w 1942 r. wstąpił do Armii Gen. Władysława Andersa. Przeszedł cały jej szlak bojowy uczestnicząc także w bitwie o Monte Cassino.


Oni walczyli dla nas a my mamy obowiązek pamiętać o tym teraz i zawsze, przekazując pamięć o nich następnym pokoleniom.

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.... My pamiętamy!

 

Przy opracowaniu tego artykułu Pan Michał Kuna korzystał z opublikowanych „Wspomnień sapera” A.Pachucy oraz z pomocy Jego córki Pani Zofii Zbroińskiej,  a także z dostępnej literatury i wiadomości internetowych. Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Pani Z.Zbroińskiej, która wyraziła zgodę na ich publikacje. Serdecznie dziękujemy!!!

 

 


 

 

POWSTANIEC STYCZNIOWY

KSIĄDZ SERAFIN WOJCIECH SZULC Z SIEMONI

 

Rozbiory Polski (1772r./ 1793r./1795r.) -  to okres w dziejach Polski i Litwy, kiedy Rzeczpospolita Obojga Narodów utraciła za sprawą Rosji, Prus i Austrii części swojego terytorium na ich rzecz pod groźbą użycia siły.

W wyniku trzech rozbiorów poszczególni zaborcy zagarnęli:

Rosja – 462 tys. km2 tj. ok. 82% terytorium Rzeczypospolitej w granicach z 1772r. i ok. 5,5 mln mieszkańców,

Prusy – 141 tys. km2 tj. ok. 7% terytorium i ok. 2,6 mln mieszkańców

oraz Austria, która zagarnęła  130 tys.km2 tj. ok. 11% terytorium i ok. 4,2 mln mieszkańców.

W 1807r. Polska uzyskała namiastkę niepodległości w formie utworzonego Księstwa Warszawskiego, które w 1815r. przekształcono  w niesuwerenne Królestwo Polskie formalnie związane unią personalną z Rosją.

Rozbiory te, z upływem czasu wywołały bierny i czynny opór wyrażający się m.in. poprzez powstania narodowe.

Powstanie Listopadowe przeciw Rosji wybuchło w nocy z 29 na 30 listopada 1830r. a zakończyło się 21 października 1831r. Zasięgiem swoim objęło Królestwo Polskie i część ziem zabranych (Litwę, Żmudź i Wołyń).  Po jego stłumieniu cesarz Mikołaj I Romanow wypowiedział słowa : „Nie wiem czy będzie jeszcze kiedy jakaś Polska, ale tego jestem pewien, że nie będzie już Polaków.” Tak się jednak nie stało.

Pomimo licznych represji wybuchło Powstanie Styczniowe – polskie powstanie narodowe przeciwko Imperium Rosyjskiemu – ogłoszone manifestem z dnia 22 stycznia 1863r., wydanym w Warszawie przez Tymczasowy Rząd Narodowy. Spowodował je głównie narastający terror rosyjski wobec Polaków. Powstanie wybuchło 22.01.1863r. w Królestwie Polskim i 1.02.1863r. na Litwie – trwało do jesieni 1864r. Zasięgiem objęło tylko ziemie zaboru rosyjskiego: tj. Królestwo Polskie i ziemie zabrane.

Genezę powstania i jego przebieg opisało już wielu pisarzy -  przeczytamy o tym także w każdym podręczniku szkolnym Historii Polski. Zachęcam czytelników aby sięgnęli po tego typu lektury – może to przynieść mnóstwo satysfakcji, natomiast kontynuacja szczegółów w niniejszym opracowaniu przekroczyłaby jego ramy. Warto zauważyć, że w ocenach większości historyków, Powstanie Styczniowe było  największym polskim powstaniem narodowym!

Na ówczesnej arenie międzynarodowej powstanie spotkało się z powszechnym poparciem opinii publicznej. Miało ono charakter wojny partyzanckiej, w której stoczono ponad 1200 bitew i potyczek. Przez oddziały powstańcze przewinęło się ok. 200 tys. ludzi.

Niestety, mimo początkowych sukcesów zakończyło się klęską powstańców, których kilkadziesiąt tysięcy zostało zabitych w walkach, blisko 1 tysiąc straconych (przez rozstrzelanie lub powieszenie), około 38 tysięcy skazanych na katorgę lub zesłanych na Syberię a ok. 10 tysięcy wyemigrowało.

Aresztowani w wyniku zdrady i straceni zostali członkowie Rządu Narodowego: Romuald Traugutt (ostatni dyktator powstania) oraz Rafał Krajewski, Józef Toczyski, Roman Żuliński i Jan Jeziorański. Po bitwach Rosjanie zabijali pojmanych powstańców, palili miejscowości, które udzieliły im schronienia,  dokonywali rzezi ludności cywilnej. Niszczono dobra kultury, rujnowano kościoły a księży podejrzewanych tylko o sprzyjanie powstańcom zabijano lub zsyłano na katorgę. Na Litwie zginęło ok. 10 tysięcy szlachty polskiej na ogólną liczbę 40 tysięcy.

W 1868 r. wprowadzono nakaz prowadzenia ksiąg parafialnych w jęz.rosyjskim, setkom miast wspierających powstanie odebrano prawa miejskie – doprowadzając je do upadku. Skasowano wszystkie klasztory katolickie w Królestwie, które były głównymi ośrodkami polskiego oporu . Skonfiskowano ponad1600 majątków ziemskich, oddając je na licytację lub obdarowując nimi oficerów rosyjskich. Rozpoczęto długotrwałą oraz intensywną rusyfikację, już w r.1867 zniesiono resztę autonomii Królestwa Polskiego, nazywanego odtąd Krajem Przywiślańskim.

Zaczął się trudny do przetrwania okres w życiu narodu polskiego, trwający ponad pół wieku do czasu odzyskania niepodległości w 1918r.

Szczególną rolę w zachowaniu w świadomości Polaków poczucia własnej tożsamości a także swojej odrębności kulturowej w tym okresie spełniały pieśni patriotyczne (np.” Marsz, marsz, Polonia”- pierwotny tytuł „Marsz Czachowskiego”) i religijne (np.”Boże, coś Polskę”...) - powszechnie znane i wykonywane – oczywiście w sposób konspiracyjny. Utrzymywały nas w przekonaniu, że „jeszcze Polska nie zginęła”. Także różnego rodzaju literatura historyczna i patriotyczna (gazety, książki), mimo grożących represji,  kolportowane były przez wiele, wiele lat „ pod strzechy” nielegalnie, "ku pokrzepieniu serc" !

Z pokolenia na pokolenie przekazywane były (również ustnie) opisy bitew i legendy powstańcze z głęboką wiarą, że niepodległa Polska jeszcze się odrodzi. Bez tej wiary i nadziei tych, którzy odeszli przed nami oraz bez ich żarliwości, trudów, męczeństwa i ofiary - nie udałoby się odzyskać Ojczyzny i zbudować ją w obecnym kształcie.

Trwały ślad minionych wydarzeń pozostawiły liczne utwory literackie, powstałe w późniejszym okresie (m.in. E. Orzeszkowa - ”Nad Niemnem”, M. Dąbrowska - ”Noce i dnie”, St. Żeromski - ”Wierna rzeka”czy M. Rodziewiczówna - ”Pożary i zgliszcza”) , poezje, malarstwo czy inne dzieła muzyczne.


Marszałek Polski Józef Piłsudski wychowywany był przez dom rodzinny w wielkim poszanowaniu dla tradycji powstańczej. Kształtował tożsamość wojska i narodu na fundamencie pamięci o powstańcach styczniowych. Zaraz po odzyskaniu niepodległości przez Polskę przyznał weteranom prawo do noszenia munduru Wojska Polskiego. Już w 1919r. ustawowo wszyscy oni otrzymali I stopień oficerski (a oficerowie odpowiednio wyższe awanse) oraz przyznano im stałą pensję i możliwość zamieszkania w utworzonych specjalnie dla nich schroniskach opiekuńczych.


SIEMONIA może być dumna ze swojego RODAKA - PATRIOTY, który marzenia o wolnej Polsce realizował poprzez czynny udział w powstaniu styczniowym. Dobrze zasłużył się wtedy Bogu i Ojczyźnie.


Oto losy i historia życia KSIĘDZA BERNARDYNA  - SERAFINA WOJCIECHA SZULCA z Siemoni.

 

Za wstęp do jego biografii niechaj posłuży odpis z księgi urodzonych i ochrzczonych w 1831 r. w parafii Siemonia, poz.39 :

„Działo się we wsi Siemonia dnia siedemnastego kwietnia tysiąc osiemset trzydziestego pierwszego roku o godzinie dwunastej w południe stawił się STANISŁAW SZULC, lat czterdzieści sześć  liczący włościanin w Siemoni zamieszkały, w obecności JANA PEŁKI lat trzydzieści sześć , i JÓZEFA NOWAKA, lat trzydzieści siedem mających włościan w Siemoni zamieszkałych, i ukazał nam dziecię płci męskiej urodzone w Siemoni w domu pod numerem trzydziestym trzecim dnia szesnastego kwietnia roku bieżącego o godzinie szóstej wieczór z jego małżonki PETRONELI z RUDZKICH lat czterdzieści  mającej. Dziecięciu temu na Chrzcie Świętym odbytym nadane zostało imię WOJCIECH, a rodzicami chrzestnymi jego byli FRANCISZEK JURCZYŃSKI i FRANCISZKA MAŁOTOWA. Akt ten stawionemu i świadkom przeczytany, przez nas tylko podpisany został, gdyż stawający i świadkowie pisać nie umieją. Ksiądz JAKUB GARBACZYŃSKI Pleban Siemoni.”

Po edukacji podstawowej w jednej z okolicznych szkół - w 1849r. Wojciech Szulc wstąpił do zakonu braci mniejszych (bernardynów) i odbył roczny nowicjat w klasztorze w Przyrowie k/Częstochowy, gdzie przyjmuje imię zakonne SERAFIN. Następnie (do 1857r.) uczył się filozofii i teologii w klasztorach bernardynów w Kaliszu i Warszawie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1855r. i po ukończeniu studiów seminaryjnych był kaznodzieją w Górze Kalwarii (od 1857r.), potem w Warcie (ok.1860-61r.), w Kaliszu (1863) a następnie bardzo krótko, w Złoczewie.

Do powstania styczniowego przyłączył się już na początku lutego 1863r. Nie jest jasne, czy decyzja ta była spontaniczna, podjęta podczas pobytu w rodzinnych stronach czy też zaplanowana już wcześniej, jako wyraz i przykład patriotycznej postawy wśród licznej grupy młodych zakonników i księży. Został kapelanem w oddziale Apolinarego Kurowskiego. Trzeba pamiętać, że funkcja kapelana w oddziale powstańczym to przede wszystkim sprawowanie posługi kapłańskiej w zakresie zadośćuczynienia potrzeb religijnych, opieka duszpasterska zwłaszcza w obliczu zagrożenia życia, ale też w razie potrzeby pomoc sanitarno- medyczna , formacja etyczno-moralna oraz kulturalno-oświatowa a także współpraca z dowództwem np. w zakresie aprowizacji. To ostatnie zadanie przychodziło ks.Szulcowi tym łatwiej, że ludność była przyzwyczajona do kwest bernardyńskich.

Po zwycięskim ataku Kurowskiego na Sosnowice (późniejszy Sosnowiec) - (5.II.) i utworzeniu administracji narodowej na tzw. trójkącie granicznym między Prusami,  Austrią i Królestwem, przybywa do różnych miejscowości Zagłębia Dąbrowskiego. Swoimi prostymi i pełnymi zapału kazaniami przyciągał młodzież do powstania a ludność wiejską i małomiasteczkową usposabiał do niego życzliwie. Między innymi w rezultacie przemówienia wygłoszonego do Żydów w Będzinie pomogli oni ks. Szulcowi w nabyciu obuwia i odzieży dla powstańców, a ponadto złożyli 10 tys.złp. na potrzeby walczących. Później wraz z oddziałem Kurowskiego udał się przez Olkusz do Ojcowa, gdzie rozbito obóz a ks. Szulc z częścią oddziału został rozlokowany w Skale.

Kolejne wydarzenie to bitwa z wojskiem rosyjskim pod Miechowem (17.II.) , która zakończyła się klęską i rozproszeniem oddziału. Wycofując się z resztkami powstańców w kierunku Galicji – ks. Szulc po drodze spotkał ppłk. Teodora Cieszkowskiego i wraz z nim udał się do Krakowa. Tu wraz z innymi rozbitkami wstąpił do oddziału powstańczego pod komendą Wincentego Wanerta i w jego szeregach poszedł przez Michałowice do zgrupowania tworzonego przez gen. Mariana Langiewicza w Goszczy. Został tam kapelanem pułku pod komendą Wanerta.

Dalszy bitewny szlak tego pułku to Sosnówka, Miechów, bitwa na drodze do Pińczowa i pod Grochowiskami (18.III). Po tym – chory wówczas ks. Szulc wraz z innymi powstańcami przedostaje się na teren Galicji.  Tam, przed aresztowaniem uchronił go strój zakonny i proboszcz przygranicznej parafii, który przyjął go na plebanię dla poratowania zdrowia. Po wyzdrowieniu ks. Szulc udaje się do Tarnowa, gdzie nawiązuje kontakt z mjr Andrzejem Łopackim organizującym w Galicji nowy oddział powstańczy tzw. galicyjski. Bezpośrednio po Wielkanocy (7.IV) przeprawił się z nim przez Wisłę do Połańca. W Brodach przyłączył się jako kapelan do oddziału Dionizego Czachowskiego. Powodowany troską o właściwe traktowanie żołnierzy interweniował w tych sprawach u dowódców - niekiedy przekraczając swoje duszpasterskie kompetencje i narażał się na konflikty ze zwierzchnikami. Odnotowane jest, że posiadał wielkie poparcie zarówno wśród „masy żołnierskiej” jak i wśród wielu oficerów co sprawiało, że konflikty zazwyczaj kończyły się polubownie.

Po klęsce pod Ratajami (11.VI.) i przemarszu oddziału Czachowskiego do Krakowa – ks. Szulc ponownie zachorował i dopiero z początkiem sierpnia tego roku przyłączył się znów do powstania, tym razem na terenie woj. kaliskiego. Został kapelanem w oddziale gen. Edmunda Taczanowskiego a następnie przeszedł pod rozkazy płk. Franciszka Kopernickiego, wówczas naczelnika wojennego woj. kaliskiego. Otrzymał tam misję werbowania ludzi do powstania: przejechał okolice Piotrkowa, Sieradza i Wielunia – lecz jego akcja nie przynosiła pożądanych rezultatów, gdyż powstanie już chyliło się do upadku.

Ścigany przez Rosjan, którzy wyznaczyli nagrodę pieniężną za jego głowę – ks. Szulc przekroczył granicę pruską pod Wieruszowem. Przez Śląsk przybył z początkiem listopada 1863r. do Krakowa i zamieszkał w klasztorze Bernardynów pod Wawelem. W styczniu 1864r. dołączył raz jeszcze do powstańczych oddziałów na terenie dawnego woj. krakowskiego.

Po ostatecznym wygaśnięciu powstania wraz z innymi powstańcami wyemigrował do Bawarii. Zamieszkał w Monachium, gdzie pracował jako kapłan diecezjalny. Następnie przebywa w Szwajcarii i we Włoszech, skąd dwukrotnie udał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, zwiedzając niejako przy okazji również zabytki Egiptu.

Spisuje także swoje wspomnienia z okresu gdy był kapelanem oddziałów powstańczych. Pracę nad swoim pamiętnikiem kończy 15.10.1866r. a więc czasowo bardzo blisko wydarzeń, których był świadkiem - co nadaje temu dokumentowi szczególnej wartości i autentyczności, nie zaburzonej upływem wielu lat.

Opisał tu przebieg powstańczych bitew i potyczek oraz scharakteryzował dowódców działających na terenie woj.krakowskiego i sandomierskiego w okresie od lutego 1863r. do stycznia 1864r. „Pamiętnik kapelana ks. Serafina Szulca”, wraz z innymi, opisującymi wydarzenia z okresu Powstania Styczniowego został wydany w 1868 r. w Paryżu przez Agatona Gillera we wspólnym tomie p.t. „Polska w walce: zbiór wspomnień i pamiętników z dziejów naszego wyjarzmiania.”

Przez lata jako emigrant tułał się po Europie, by w końcu trafić do ziem polskich pod zaborem austriackim (Galicja). Obejmuje kolejno różne funkcje w parafiach Archidiecezji Lwowskiej, jednocześnie zmieniając dość często miejsce swojego pobytu (można przypuszczać, że na skutek penetracji środowiska przez rosyjskich policyjnych szpiegów, tropiących byłych powstańców). W 1871r. jest wikarym w Lubaczowie a następnie w Busku.

Potem kolejno przebywa jako wikary w : Oleszycach (1872r.), Opryłowcach (1874r.), Skałacie (1875r.) i Jeziernej (1879r.).  Do Pistynia (miejscowość na południowo-wschodnim krańcu Polski, przy drodze z Kołomyji do Kosowa, dawne woj. stanisławowskie – obecnie  Ukraina) trafia po raz pierwszy jako administrator tej parafii w 1880r. opiekując się jednocześnie kościołem w Jabłonowie. Kolejnymi miejscami posługi kapłańskiej ks. Szuca są Mariampol (1881r.) i Kaczanówka (1885r.). Ostatecznie w 1888r. otrzymuje funkcję proboszcza w znanym już sobie wcześniej Pistyniu. Tam też obchodzi (4.03.1905r.) symbolicznie 50-lecie kapłaństwa. Funkcję proboszcza sprawuje tu przez 17 lat, aż do swojej śmierci. Zmarł w wieku 74 lat dnia 7.12.1905 r.

Śmierć księdza Serafina Szulca została odnotowana w „Gazecie Narodowej” z 1905r. następującymi słowami: „Skończył jak żołnierz na posterunku. We wtorek 5 grudnia odprawił jeszcze Mszę Świętą a w czwartek już przyjął ostatnie sakramenta i około 2 po północy zakończył swój żywot, pełen cnót i zasług.”

Został pochowany u wejścia do kościoła rzymsko-katolickiego w Pistyniu. Niestety, grób księdza Serafina Wojciecha Szulca nie zachował się do naszych czasów. Ma to związek z falami mordów i czystek etnicznych dokonywanych przez ukraińskich nacjonalistów pod koniec II Wojny Światowej. Miały one na celu nie tylko całkowite, biologiczne unicestwienie polskich mieszkańców historycznej, polskiej krainy - Pokucia - ale także zatarcie wszelkich śladów polskości na tych terenach. Zabytkowy, drewniany kościół w Pistyniu zostaje spalony a leżący tuż przy nim cmentarz najpierw zdewastowano a następnie całkowicie zniszczono.

Miejsce to zostało później zabudowane przez Ukraińców nowymi budynkami mieszkalnymi, zapewne po to aby pamięć o nim, związaną tak dobitnie z polskością, całkowicie wymazać. Jedynym śladem historii tego miejsca było jeszcze do niedawna kilka, cudem ocalałych krzyży, na łące, miejscu dotąd niezabudowanym – będącym niegdyś fragmentem polskiego, przykościelnego cmentarza.

DO RODZINNEJ SIEMONI KSIĄDZ SERAFIN WOJCIECH SZULC JEDNAK POWRÓCIŁ. . . na kartach tych wspomnień.

Z pamięci ludzkiej, na szczęście, nie zdołano Go „wymazać” więc niech ona trwa przez obecne i następne pokolenia. Zasłużył sobie na to.  Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie.........

Nota bene: Warto przypomnieć, że nasza Diecezja Sosnowiecka ma za swoich patronów dwóch powstańców styczniowych: św. Brata Alberta Chmielowskiego i św. Rafała Kalinowskiego. Udział w Powstaniu miał decydujące znaczenie w Ich życiu. W konsekwencji doprowadził Ich na drogę do powołania zakonnego i kapłańskiego oraz świętości.




Przy opracowaniu powyższego tekstu korzystałem z artykułu Krzysztofa i Dariusza JUREK (wikizagłębie) oraz Wiesława Franciszka MORAWCA (Polski Słownik Biograficzny 1995) (1996 tom 36 / a także z informacji internetowych.

Michał Kuna.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Poprawiony: poniedziałek, 16 stycznia 2017 22:25  
Start